KPWZ - Movie Zone - Boogeyman
SS-NG #33 wakacje 2005
63






Krzysztof "Kosynier" Kosiecki
    Małe dzieci są niezwykle podatne na sugestie i dlatego można im wmówić niemalże wszystko. Wystarczy, aby takiemu dziecku opowiedzieć jakąś historyjkę o potworze czy pokazać mu średniej jakości horror, aby już nie mógł spać po nocach. Pamiętam jak sam w dzieciństwie nie miałem odwagi spojrzeć pod własne łóżko czy nawet, choć trudno w to uwierzyć, wejść do ciemnego pokoju. W tym wieku nawet odpowiednio ułożony sweter mógł w ciemnościach urosnąć do rangi potwora. Zapewne każdy w swych młodych lata miał w większym lub mniejszym stopniu tego typu lęki. Na całe szczęście z czasem powyrastaliśmy z tych przesądów, jednak, jeśli masz ponad dwadzieścia lat i któryś z opisanych powyżej objawów nadal cię trapi to zapraszam do lektury jako, że jest to film przygotowany specjalnie dla ciebie.
Tim (Barry Watson) był zwyczajnym, niczym niewyróżniającym się dzieckiem noszącym w sobie te same obawy, o jakich właśnie czytaliście. Jak każdy ośmiolatek nie miał odwagi zajrzeć pod własne łóżko czy sprawdzić co tak stuka za oknem a już na pewno panicznie bał się choćby nawet otworzyć drzwi szafy w swoim pokoju (w Ameryce istnieje dość mało popularna u nas moda na używanie za szafy małych pomieszczeń jeden na dwa metry zamykanych zwykłymi drzwiami pokojowymi). Jednak już na pierwszy rzut można było wyczuć, że coś jest nie tak.



Mało powiedzieć, że Tim się bał, to była, co najmniej fobia. Wszystko zaczęło się, gdy jego ojciec opowiedział mu bajeczkę o Boogeymanie, istocie żyjącej pod łóżkiem i porywającej małe dzieci. Siła sugestii okazała się tu naprawdę potężna. Nic, nawet wizyty u psychologa czy przymusowe zamykanie go w szafie, nie mogło uspokoić chłopca. Pewnej nocy jak zwykle Tim bał się dosłownie wszystkiego no i jak zwykle jego ojciec przyszedł go pocieszyć. Gdy udowadniał swemu synowi, że niema się, czego bać stało się coś, co już na stałe zniekształciło psychikę dziecka – podczas zaglądania do wspomnianej szafy jakaś nieznana siła wciągnęła ojca do środka i nikt już go nigdy więcej go nie widział. Teraz Tim jest, ponad dwudziestoletnim mężczyzną żyjącym w mieście, pracującym dla lokalnej gazety i cieszącym się dobrze rozwijającym się związkiem z piękną kobietą, który w dalszym ciągu panicznie boi się wszelkich ciemnych zakamarków. Najwyraźniej prawie piętnaście lat terapii i przekonywania go, że wcześniej opisane wydarzenie to jego dziecięca interpretacja odejścia ojca nie przyniosły oczekiwanego rezultatu, jako, że w mieszkaniu Tima próżno poszukiwać jakichkolwiek drzwi czy zakamarków…
Dalszy rozwój wydarzeń skwituje milczeniem abyście mogli mieć, chociaż minimum uciechy z omawianego filmu. Samą jego konstrukcje można porównać do równi pochyłej. Po dość sugestywnym początku jakość nic tylko spada by pod koniec osiągnąć dno i już tam pozostać. Pierwsze sceny to owo wspomniane wydarzenie z dzieciństwa głównego bohatera, następnie wszystko się normalizuje i przez długi czas nie mamy doczynienia ze zjawiskami nadnaturalnymi a ciężar utrzymywania widza w napięciu zostaje zrzucony na zwyczajne przywidzenia, zbiegi okoliczności oraz współprace kamery z efektami dźwiękowymi. Słowem może poza dwoma albo trzema momentami nudziłem się jak mops. Im bliżej końca tym bardziej można zaobserwować dość płynne przejście z urojeń do całkiem niewytłumaczalnych zdarzeń łącznie z dość swawolnym zastosowaniem grafiki komputerowej i zakłóceniem linearnej konstrukcji wydarzeń, człowiek wchodzi do szafy i po sekundzie wychodzi w zupełnie innym mieszkaniu kilka godzin wcześniej w czasie. Zapewne myślicie, że można się w tym wszystkim pogubić? Mylicie się jednak, w końcowych scenach, co prawda akcja przybiera na tempie i można odnieść wrażenie jakby ktoś naprawdę pomyślał nad tą częścią scenariusza jednak raczej nie spodziewajcie się skomplikowanych splotów wydarzeń.



Cały czas można łatwo odgadnąć, co się dzieje. Problem polega na dość typowych błędach reżyserski. Pokazany nam zostaje sam Boogeyman, którego można porównać do typowego neandertalczyka a główny bohater, na którym ogniskuje się cała uwaga reżysera jest wodzony za nos przez potwora w jakimś nieznanym celu, aby wreszcie stanąć z nim twarzą w twarz. Wszystko było by pięknie gdyby to był film akcji a nie horror, im bliżej końca tym ciężej o coś, czego można by się bać.
Jak już pisałem Barry Watson obsadza w „BOOGEYMAN-ie” wszystkie role pierwszoplanowe i większość drugoplanowych. Intencją reżysera Stephena T. Kaya było zapewne umożliwienie widzom wczucia się w postać Tima, przez co świat oglądamy niemalże dosłownie jego oczami. Posunięcie całkiem obiecujące jednak dość ryzykowne gdyż przemieniło ten film w teatr jednego aktora, który niezupełnie spełnił pokładane w nim oczekiwania. Watson nie jest złym aktorem, ale mam wrażenie jakby nie włożył serca w odgrywaną przez siebie postać, co w konsekwencji musiało się odbić na jakości całego filmu.
Zasmucę tu również wszystkich fanów Lucy Lawless, która co prawda dostała swoją rolę matki Tima, jednak na ekranie zobaczymy ją tylko parokrotnie w kilku sekundowych ujęciach zupełnie jakby przyjęto ją do obsady dla samego nazwiska w spisie aktorów. Tak jak Lawless reszta aktorów stanowi jedynie konieczną część tła, na którym rozgrywa się akcja.
Wyróżnić mogę tu tylko postać tajemniczej dziewczynki Franny, która została doskonale zagrana przez Skye McCole Bartusiak. Jest to druga poważna rola w jej karierze i jakkolwiek cynicznie by to nie brzmiało pomimo całkiem pokaźnego budżetu tego filmu to tytuł najlepszej aktorki/aktora należy się właśnie niezbyt doświadczonemu dziecku. Smuci to podwójnie gdyż obsada aktorska nie jest wyssana z palca a sam scenariusz można nazwać doszlifowanym. Całość została pociągnięta na dno przez nieudolną reżyserię oraz wspomniany już wątpliwy wkład własny większości aktorów.
Uczynili oni opisywaną produkcję po prostu nudną. Początek może się nam wydawać całkiem obiecujący jako, że każdemu już po pierwszych 30 sekundach przyjdą na myśl wspomnienia jego własnych przeżyć z dzieciństwa, niestety przez kolejne niespełna półtorej godziny dalej jesteśmy traktowani jak dzieci. Po dość ekscytującym początku można by się spodziewać kolejnych interesujących sytuacji a tu dosłownie nic się nie dzieje. Dorosły człowiek o dojrzałości emocjonalnej dziecka obawia się każdego cienia i śpi z włączoną lampką nocną. Średnio, co dwie minuty możemy mieć nadzieje na coś ciekawego a jedyne, co dostajemy tylko kolejny dowód czyjegoś nie zrównoważenia umysłowego. Rozumiem raz czy dwa ale gdy przez pół filmu nic się nie dzieje człowiek zaczyna zasypiać. Jak już pisałem im bliżej końca tym dzieją się coraz to ciekawsze rzeczy ale nie można się w nich doszukać czegoś szczególnego, przez ciekawe raczej rozumiem chwile gdy coś się w ogóle dzieje na ekranie. Zupełnie jakby reżyser zapomniał, że to ma nas straszyć. Tak naprawdę to jedynym dobrze wykreowanym aspektem jest prawie niezauważalne przejście ze zwidów do zdarzeń nadnaturalnych, w sumie to prawie wszystko po za ostatnimi scenami można interpretować jak się chce. Efekty specjalne stoją na raczej średnim poziomie. Pewno z dziesięć lat temu może by było, czym się zachwycać, ale obecnie takie animacje nikogo nie wprawią w podziw. Jedynie muzyka może zasługiwać na pewien poklask widowni.



Z rzeczy irytujących warto jeszcze nadmienić o wiecznym skakaniu kamery. Zawsze, gdy coś zaczyna się dziać kolejne ujęcia zmieniają się maksimum, co dwie sekundy. Zapewne miało to na celu pogłębienie uczucia niepewności i wywołanie efektu szybkości w raczej statycznym środowisku. To często dobra metoda, ale ze wszystkim można przesadzić. Najczęściej obrazy przeskakują tak szybko, że nie mamy czasu zauważyć, co tak naprawdę ma miejsce, wiemy tylko, że jest jakaś szamotanina, ale nie, co się dzieje z jej poszczególnymi uczestnikami. Gdy dodamy to wszystko do siebie nadejdzie czas, aby się zastanowić czy w ogóle watro pójść na To do kina? Sam doszedłem do wniosku, że jest to całkiem poważny horror nakręcony przez dorosłych dla dzieci, bo tylko dziecko lub ktoś, którego dojrzewanie emocjonalne zatrzymało się zanim ukończył dwanaście lat będą mogli naprawdę docenić „BOOGEYMAN-a”. Ogólnie sam pomysł nakręcenia obrazu opartego o wrodzone leki z dzieciństwa do całkiem dobry pomysł tylko jak zawsze do dobrego pomysłu musi jeszcze dojść dobre wykonanie. Na koniec wspomnę, że ta pozycja pomimo wszelkich przewidywań niesie ze sobą przesłanie. Tylko, dlaczego owo przekonanie kiełkuje w nas nie tyle z samego zakończenia, co z wyraźnego poczucia braku powagi naszych dziecinnych obaw (które to uczucie jest w nas obecne już od pierwszych minut) i własnych doświadczeń jak je przezwyciężyliśmy. Patrząc na to, co dzieje się przed naszymi oczami jak dorośli wcale się tego nie boimy, bo już stawiliśmy czoła swym obawom.


KPWZ - Movie Zone - Boogeyman
SS-NG #33 wakacje 2005
63