Recenzja - Supreme Ruler 2010
SS-NG #33 wakacje 2005
39






Juliusz "Duress" Makarewicz
PRODUCENT: Battlegoat Studios  WYDAWCA: Startegy First  GATUNEK:   PLATFORMA: PC  CENA: WWW
    Wyobraźmy sobie sytuację- Załamała się światowa gospodarka. Na światowych giełdach panuje panika. Wartości wszystkich przedsiębiorstw notowanych na nowojorskiej giełdzie spadła o ponad połowę. Aby rotować swoje gospodarki, wszystkie państwa świata zaczęły narzucać niewyobrażalne cła na obce towary. Uszczelniono granice i „mrówki” nie mogły już przerzucać spirytusu i papierosów jak za dawnych lat. Na obszarach nadgranicznych zaczęło dochodzić do wymian ognia- czasami kilka strzałów, czasami regularna wojna. ONZ, podobnie jak kiedyś Liga Narodów, nie dawał sobie rady- został rozwiązany. Zaraz po nim w niebyt odszedł Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i inne organizacje, które czuwały nad bezpieczeństwem obrotu gospodarczego. Ludzie zrozumieli, ze jedynym wyjściem z tej sytuacji będzie izolowanie się, obszarów bogatych od biednych. Pierwszy rozłam miał miejsce w Australii, następne już na całym świcie. Taka sytuacja trwa już 4 lata. Jest rok 2010- bajzel trwa nadal.
SUPREME RULER nie jest nowym pomysłem. Lata 80’ XX wieku przyniosły tytuł o podobnej, a wręcz identycznej tematyce. Tytułu nie pamiętam, ale wiem, że jeszcze na początku 90’ można było ją spotkać. Firma Battlegoat- producent- nie chciał stworzyć kontynuacji hitu sprzed lat, no bo jak? Przedstawić dalsze losy bałaganu, nad którym miał zapanować gracz w części pierwsze?- Przecież to by się nie przyjęło. Wzięcie miałby inny pomysł- remake. Skoro producenci filmów zarabiają krocie na „przerabianych” tytułach, to dlaczego twórcy gier nie mogą zrobić podobnie? Tak prawdę mówiąc, to robią- GTA to nowe wcielenie STREETS OF SAN FRANCISCO.



Studio Battlegoat zostało założone przez tych samych ludzi, który w zamierzchłych czasach (1982) wyprodukowali pierwszego SUPREME RULER. Była to dobrze napisana gra ekonomiczno-strategiczna oparta wyłącznie na tekście. Gra była tak dobra i stanowiła tak dopracowany symulator ekonomiczny, że została zauważona, nie tylko przez graczy, ale również przez profesorów ekonomii uniwersytetu Harvard. Mimo, ze SUPREME RULER był tytułem świetnym, nie przyniósł autorom wielkiego bogactwa. W 1985 założyli sklep komputerowy, który funkcjonował aż do roku 2000, kiedy to właściciele- develope’rzy- postanowili pozbyć się go, a zarobione w ten sposób pieniądze zainwestować w stworzenie kontynuatora pomysłu sprzed lat.

Najważniejsza sprawą dla twórców było zachowanie realizmu, który towarzyszył pierwowzorowi. Chodzi tutaj o sprawy ekonomiczne- nie można stworzyć świata „od tak”. Szczególnie, gdy ten świat jest zamieszkały i są stworzone systemy państwowe. Gdyby podzielić świat na kilkaset państewek, z których każde ma własne interesy nie powiązane z innymi, byłoby to mało realistyczne. Wiadomo, że to pieniądze kręcą światem, dlatego też ich „kolekcjonowanie” jest naturalnym odruchem. Żeby jednak mieć te złotówki, jeny, lity, euro itp. trzeba coś wytwarzać, czymś handlować, lub po prostu coś robić. Pozostaje rozwiązanie w postaci założenia szeleszczącego stroju sportowego z ortalionu, wizyty u fryzjera i czajenia się pod spożywczakami na ledwo-żywe emerytki. Jednakże taki sposób działania nie działa na skalę globalną- nie zapewni funkcjonowania gospodarki państwowej. Poza tym, aby przygotować się do prowadzenia wyżej opisanej działalności, należy poczynić przygotowania, tj. mieć dres. Jednakże bez jakiegoś zaplecza gospodarczego, nie ma szans na znalezienie go w kraju. Nie będzie również możliwe znalezienie samego ortalionu. Dlatego też potrzebna jest...

  GOSPODARKA



Co jest nam potrzebne do produkcji stroju sportowego z ortalionu? Siła robocza- mamy małe państewko powstałe po rozpadzie dużego, więc ludność mamy. Surowce- los chciał, że akurat ropy naftowej, potrzebnej do produkcji tkanin sztucznych u nas brak. Energia elektryczna- mamy szczęście, bo zajmujemy obszar na którym stoją elektrownie. Maszyny produkcyjne- brak. Nie jest tak tragicznie- nasi północni sąsiedzi nie maja elektryczności, ale u nich są złoża ropy naftowej. Nasi wschodni sąsiedzi- kupują od nas żywność i płacą nam maszynami, które produkują z surowców pochodzący z dalszych obszarów. Państwo na południu ma surowce, ma produkcje, energie elektryczną kupują u kogoś innego. Są jedynie zainteresowani naszymi planami produkcji ortalionu. Na razie sprzedajemy im żywność w zamian za surowce dla elektrowni. W przyszłości, może zaczniemy handlować czymś innym.
Obrót gospodarczy utrzymuje się na przyzwoitym poziomie. Państwa ościenne chcą z nami współpracować. Zaczęliśmy produkcje ortaliony, a kilka miesięcy później uruchomiliśmy pierwszą fabrykę dresów. Dresy zaczęliśmy sprzedawać zainteresowanym południowcom- teraz w dwóch krajach wszyscy chodzą w strojach sportowych. Ze względu na to, ze południe nie mogło nam zaproponować niczego bardzo nam potrzebnego- zaczęło kupować towar luksusowy w zamian za technologię. Dzięki temu uruchomiliśmy kolejne fabryki (już nie tylko strojów sportowych)- daliśmy zatrudnienie ludziom. Ta sytuacja zainteresowała ludność okolicznych państewek. Zaczęli do nas napływać. Dzięki temu mamy większe wpływy z podatków i niektóre transakcje dokonujemy już w pieniądzu.
Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia. Nasza sytuacja zaczęła się poprawiać. Mamy własne dresy, własna energię elektryczną, coraz więcej ludzi, ale zaczyna nam brakować terenu pod uprawy. Kupiona technologia pozwoliła nam na postawienie fabryki „dresów” bojowych (oficjalnie produkuje podkoszulki i trampki- nieoficjalnie czołgi). Do tej pory wysyłaliśmy te towary daleko, aby nam nie „przeszkadzały” i przynosiły dochód, ale teraz będą przydatne tutaj.



Na zachodzie jest duże, ale biedne państwo. Mają żyzne gleby, ale nie maja przemysłu. Aby utrzymać się przy życiu sprzedają żywność za maszyny rolnicze. Maszyny często się psuja i szybko się niszczą, więc konieczne są nowe inwestycje. Kraj nie ma szans na rozwój. Zaproponowaliśmy im, że odkupimy część ziem. Zgodzili się. Stopniowo, większa część powierzchni ich państwa należała do nas. Ziemie były efektywnie wykorzystywane, miasta zostały uprzemysłowione. Ludność szalała. Trwało to długo, ale się opłaciło- sąsiednie państwo stało się częścią składową naszego imperium.
Ciągły rozwój- czyli nowe obszary, nowe fabryki, wprowadzanie nowych technologii, uniezależnianie się od dostawców niektórych surowców naturalnych i ciągłe poszukiwanie nowych rynków zbytu naszych towarów doprowadziło do sytuacji, gdy wszystkie sąsiadujące z nami państwa zaczęły się niepokoić i tworzyć związki, porozumienia, pakty. Zostało kilka narodów nie zainteresowanych planami naszych sąsiadów, dlatego też wysyłamy do nich naszego przedstawiciela ubranego oczywiście w „dres galowy wersja bezpaskowa”.

  POLITYKA


Od kiedy wykupiliśmy sąsiada, graniczymy z siedmioma krajami. Cztery z nich postanowiły połączyć siły i działać przeciwko naszym interesom. Zaczęły się problemy z transakcjami handlowymi. Szpiedzy zaczęli donosić o powstających blisko granic bazach wojskowych. Coraz większa część dochodu jest przekazywana na zbrojenia.
Pozostałe państwa są zajęte własnymi interesami i nie chcą się zajmować niepotrzebnymi konfliktami. Nikt jednak nie chce być na pozycji tego słabszego. Początkowe fazy przygotowań sąsiadów nie zaskakiwały- większość analityków przypuszczała, ze chodzi im tylko o stworzenie pozorów silnych państwowości. Następne kroki były jednak nazbyt śmiałe. Od czasu do czasu jakieś roszczenie, propozycja nie do przyjęcia, groźby, występowanie z pozycji siły, straszenie sankcjami. Jedni puścili by to w niepamięć, inni byliby przerażeni. Państwa, z którymi zaczęliśmy potajemne rozmowy po prostu się zdenerwowały. Układ miał być taki, że współpracujemy, utrzymujemy równy poziom sił i nie staramy się sterować polityką innych. No cóż, porozumienie czterech postanowiło inaczej.
Dyplomaci sprzyjających nam państw zaproponowali rozwiązanie: do czasu ostrego konfliktu nikt nie wie o naszym porozumieniu. Gdy dojdzie do wymiany ognia dwa z trzech państw, które oficjalnie są neutralne, zaatakują porozumienie czterech. My zobowiązaliśmy się do pomocy materialnej (surowce, technologia) i lekkiej finansowej, państwa nam pomagające- wystawiają armie. Na wszelki wypadek oddzielnie porozumiałem się z trzecim- niezrzeszonym państwem. Mamy inny układ.
Stało się. Same rozmowy nie wystarczą. Musimy użyć długiego ramienia polityki...

  WOJNA


Co prawda, armia zajmuje się nasz minister obrony (podobnie jak każdą gałęzią działalności państwowej dyryguje powołany minister), ale to nie przeszkodziło w przeprowadzeniu kilku projektów. Gdy zaatakowali nas sąsiedzi, państwa, z którymi byliśmy w porozumieniu, nie zareagowały. Było to do przewidzenia, więc gdy wchodziliśmy w układ, oni przestali być czujni, a my mogliśmy zainstalować kilku agentów w ich strukturach, a nasze oddziały są na ich terenie- tych jednostek nie będziemy używać do wojowania. Wywiad, naszych „sprzymierzeńców” doniósł, ze nasza armia jest stosunkowo słaba, w porównaniu z możliwościami wszystkich sąsiadów. Z tego wniosek- postanowili porozumieć się z silniejszymi. Nikt jednak nie wiedział o ukrytych jednostkach, silosach rakietowych i oddziałach w państwie, które pozostało poza układami.
„Sprzymierzeńców” teraz nie ruszam. Najpierw zbombardowałem miasta przeciwników, stoczyłem kilka bitew. Uruchomiłem dopiero połowę armii (przecież zbrojenia zacząłem jeszcze przed „wykupieniem sąsiada”- o tym chyba wszyscy zapomnieli). Dwóch agresorów chce podpisania pokoju. Dwóch chce walczyć. Moje siły trzymają się dobrze. Musiałem uruchomić oddziały ukryte w sąsiednim państwie, ale armie stacjonujące u moich „sprzymierzeńców” nie zostały poruszone. Podpisałem pokój z dwoma państwami na dobrych warunkach. W tym samym czasie, „sprzymierzeni” włączyli się do walki. Podbiliśmy kraje, podzieliliśmy je między siebie.

Dzień później wypowiedziałem wojnę tym krajom, które miały mi pomagać od początku konfliktu. Moje wojska stacjonowały w okolicach wielkich miast, a ich jednostki były w odległym kraju. Zająłem stolice obu państw, ale walki trwały nadal. Kraj, który do tej pory zostawała neutralny i tylko przetrzymywał moich żołnierzy, włączył się do konfliktu i rozbił armie moich przeciwników (szkoda tylko, ze na moim terenie).


Dawni sojusznicy- bez głównych miast i bez wojska- skapitulowali. Mój cichy współpracownik dostał jedno państewko, ja przejąłem drugie. Państwa dawnego porozumienia czterech nie interesują się naszymi poczynaniami, ale zaczynają się odbudowywać.
Z siedmiu dawnych sąsiadów zostało trzech. Jeden silny, którego w jakimś stopniu musze kontrolować i dwóch mocno osłabionych, którzy szukają sojuszników poza starymi układami.
Według zasady- nikt nie może mieć zbyt dużo władzy. Władzę mamy, ale konflikty i dyplomacja pochłonęły bardzo dużo. Nie moglibyśmy stawić czoła nawet jednemu z przeciwników, a co już mówić o trzech. Może warto wykorzystać starą zasadę: „Dziel i rządź.” Może przygotować mała rewolucję u sąsiada? Można, ale potrzeba na to pieniędzy, o które teraz krucho. Trzeba podwyższyć...

  PODATKI


W życiu są pewne tylko dwie rzeczy: „Śmierć i podatki”. Czas zabijania się skończył, teraz przyjdzie coś gorszego- wyższa danina na rzecz państwa. Na terenach nowych nie mogę podwyższać jej drastycznie- i tak nikt mnie tam nie lubi, poza tym, duże zniszczenia wojenne. Główne miasta nie mogą być obciążone zbyt dużymi podatkami, gdyż inwestorzy mogą uciec do innych krajów w obawie przed zbyt wysokimi kosztami. Rolnictwa nie ma po co opodatkowywać- od czasu gdy zaczęła się wojna to obce państwa dostarczały nam żywność. Jedyne co działa sprawnie i wciąż przynosi ogromne dochody to przemysł ciężki (broń sprzedajemy „na lewo”, urządzenia rolnicze do krajów o słabym przemyśle, maszyn produkcyjnych staramy się nie sprzedawać w dużej ilości- strach przed konkurencją). Opodatkujemy więc produkcję (tylko na jakiś czas) i przemysł wydobywczy (przecież przejęliśmy tereny bogate w surowce mineralne). Usługi dopiero się rozwijają i nie stanowią dużego procenta produktu krajowego, więc nie obciążymy ich nazbyt dużymi opłatami.

Nasz kraj jest duży, prawie samowystarczalny, wpływowy. Przeżera go korupcja, nowe regiony chcą się buntować, są za wysokie podatki, nie możemy wrócić do poziomu produkcyjnego sprzed wojny, gdyż nie mamy rynków zewnętrznych, na których moglibyśmy handlować naszymi wyrobami. Armia jest słaba i niewyszkolona. Zanim dojdzie do poziomu jaki reprezentowała przed wielką wojną minie jeszcze wiele czasu. Nasi sąsiedzi odbudowują się, znaleźli nowych sprzymierzeńców, zaczynają knuć. Pieniędzy brakuje na wszystko.

Stało się. Trzy państwa ościenne, które podpisały między sobą pakt o nieagresji, zaatakowały nas. Słaba armia, nie mogła stawić większego oporu. Nadgraniczne miasta, w większości przeciwne mojej polityce, również nie stawiały oporu. Powoli wielkie imperium zaczęło przechodzić w obce ręce. Nikt nie może zbyt wiele władzy. Jeżeli nikt, to moi sąsiedzi również.
W czasie, gdy podnosiłem podatki, myślałem nad nowym projektem, na który były potrzebne pieniądze. Część wydałem na przygotowanie „rewolucji” w jednym z państw- nie wyszło. Resztę spożytkował na rozwój broni masowego rażenia.
Wojska nieprzyjaciół zbliżały się do stolicy. Połowa kraju jest okupowana. ¾ armii nie istnieje. Do mojej siedziby przybywają dyplomaci z propozycjami pokojowymi. Warunki są „śmieszne”. Nawet powtórne ich propozycje nie skłaniają mnie do działania. Państwo leży w gruzach, ale są jeszcze tacy, którzy nie poddają się. I wtedy nastąpił przełom. Moi naukowcy w ukrytych daleko poza obszarem działań wojennych zakładach ukończyli budowę czterech z dziesięciu zaplanowanych rakiet. Cztery kolejne powstaną lada dzień. Jeszcze kilka dni wytrzymamy przed kapitulacją.
Wydałem rozkaz uzbrojenia jednej rakiet. Wystrzeliliśmy ją w kierunku stolicy jednego z agresorów. Godzinę później miast, jego mieszkańcy i kilkadziesiąt kilometrów kwadratowych powierzchni ziemi wokół miasta zamieniło się w popiół. Zaraz po tym, wystąpiłem do przedstawicieli atakujących mnie krajów, o natychmiastowe wycofanie wojsk i przywrócenie granic do stanu sprzed wojny. O dalszych wspólnych losach mięliśmy dyskutować po spełnieniu mojego żądania. Niestety przeciwnicy nie zareagowali. Nawałnica trwała nadal.
Wypuściliśmy kolejną uzbrojoną rakietę w kierunku drugiej stolicy. Sytuacja się powtórzyła. Tym razem to agresorzy odezwali się pierwsi. Zaproponowali pokój, powrót do granic sprzed wojny. Przyjąłem te warunki z zastrzeżeniem, że winni są mi reparacje wojenne, które rozłożymy na kilka lat.



Nasz arsenał rakietowy rozrósł się. Armia liczebnie stanowi 2/3 tego, co przed pierwszym wielkim konfliktem. Rozwój techniczny pozwolił na znalezienie odleglejszych rynków zbytu. Gospodarka kwitnie. Wprowadzamy nowe rozwiązania i poprawiamy działanie starszych. Dyplomaci dbają o dobre stosunki z ościennymi. Szpiedzy kontrolują, czy żadne z państw nie planuje wybić się ponad resztę. Tajne oddziały policji walczą z moimi własnymi rewolucjonistami w niebezpiecznych zakątkach państwa. Panuje ogólny spokój.

Doprowadziłem do sytuacji gdzie moje państwo decyduje o losach pewnej części świata. Jestem zabezpieczony przed atakami zewnętrznymi i zewnętrznymi. Jest godzina 7 rano, więc najwyższa pora, zapisać stan gry, pójść pod prysznic i udać się na uczelnię. Zanim jednak to zrobię powiem parę słów...

  O OPRAWIE


Co było do przewidzenia, fajerwerków nie ma. I dobrze. Przeszkadzałyby tylko. Gry ze studia Paradox, w szczególności EUROPA UNIVERSALIS i jej następczynie, nie porażają oprawą graficzna, efektami cząsteczkowymi i pixel shaderami, a to przecież jedne z najlepszych globalnych strategii ostatnich lat. SUPREME RULER 2010 miał być przejrzysty, czytelny i miły dla oka – szokować dynamicznymi cieniami już nie musi. Jedyną graficzną ekstrawagancją, na jaką pozwolili sobie autorzy, jest odwzorowanie terenu zgodnie ze stanem rzeczywistym– wzięli ponad gigabajt map satelitarnych od NASA i połączyli je w jedną całość, na której przyszło nam zmagać się o panowanie nad światem.

Muzyka jest niezła, ale denerwująca. Jest to spowodowane faktem, że spędza się nad nią kilka, kilkanaście godzin. Słuchanie wciąż tych samych tematów muzycznych, każdego może wyprowadzić z równowagi. Jednakże przez pierwsze kilka godzin jest nawet przyjemna.

  PODSUMOWANIE


Gra przyciąga na wiele godzin. Daje bardzo dużo możliwości i nie pozwala się nudzić. Co prawda, ci, którzy i tak by się nudzili przy grze taktycznej, nie znajdą tutaj jakiegoś elementu, który pochłonie ich reszty. SUPREME RULER 2010 to dobry tytuł dla fanatyków gotowych poświęcić kilka dni z życia na rzecz prowadzenia interesów państwa.


Windows 98/Me/2000/XP ; Pentium III 800 MHz ; 128 MB RAM ; 3D AGP Karta grafiki 32 MB; DirectX 8.1
Najlepszy sumulator rządzenia jaki powstał.
Recenzja - Supreme Ruler 2010
SS-NG #33 wakacje 2005
39