Recenzja - Pariah
SS-NG #33 wakacje 2005
36






Wojciech "Keiran" Skitał
PRODUCENT: Digital Extremes  WYDAWCA: Groove Games  GATUNEK: FPS  PLATFORMA: PC, X-Box  CENA: 200 zł WWW
    W średniej wielkości pomieszczeniu, np. w sali lekcyjnej jest około 10 do potęgi 28 cząsteczek tlenu w powietrzu (plus minus trzy rzędy wielkości). To właśnie te cząsteczki pozwalają nam słyszeć (fala dźwiękowa) czy odczuwać powiew wiatru. A co by było jakby ich nie było? Próżnia.
PARIAH, gra autorstwa Groove Games – a więc ludzi, którzy zrobili np. ostatnie edycje UNREAL TOURNAMENT, zapowiadany był jako rewolucja w gatunku FPS. Niestety ostatnio większość developerów obdarzonych dużym budżetem reklamuje swoje pozycje w ten sposób. A efekt jest bardzo prosty do zrozumienia – pozycje całkiem niezłe są besztane przez graczy i recenzentów, bo nie spełniają pokładanych nadziei.
W gruncie rzeczy trudno mieć zastrzeżenia do obu stron. Wydawcy chcą, żeby produkt sprzedał się jak najlepiej, więc porządnie reklamują. Z drugiej zaś strony mamy nadzieję na megafakinkulwypas gierę, a otrzymujemy zwykłego „średniaka” vide Doom3.
Jak zapewne się domyśliliście po tym dość przydługim wstępie, Parias nie jest tym, czym miał być. W grze wcielamy się w postać Masona, rzekomo doktora nieznanej specjalności, ale wyglądającego na specjalistę od wirusów. Podejrzenia budzi jednak fakt, że pan ten zadziwiająco dobrze poradzi sobie z watahami przeciwników. No, ale cóż – taka konwencja.



Wspomniany wyżej Mason eskortował zarażoną jakimś straszliwym wirusem więźniarkę na Ziemię, która zamieniona jest w coś w rodzaju kolonii karnej. Po co? Nie wiadomo. Fakty są takie, że szybko, z drobną pomocą lokalnych sił oporu musimy lądować w sposób niezbyt zgodny z instrukcją. Nasz doktorek szybko odnajduje nosicielkę, ale ta wydostała się już z czegoś w rodzaju kontenera hibernacyjnego. Fabuła nie była by nawet taka zła, ale sposób jej prezentacji jest fatalny. Przez większą część gry nie wiadomo po co robimy to, co robimy, a to wg mnie zabija przyjemność z grania. Poza tym jakieś toto mało logiczne. Jeśli walczymy z miejscowymi więźniami, to skąd mają oni taką dobrą broń? Kto zdrowy na umyśle daje więźniom broń? No, ale może nie będę już czepiał się szczegółów.



Przebieg rozgrywki w PARIAH jest typowy dla większości współczesnych FPP. To takie połączenia FARCRY z HALO tyle, że okolica jakby bardziej zamknięta. W sumie mamy tutaj miszmasz otwartych i zamkniętych pomieszczeń, ale nawet te otwarte wydają się jakby dość mało obszerne, a gra jest zdecydowanie bardzo liniowa i mocno uskryptowiona. Z HALO twórcy podkradli pasek energii, który podzielony jest na 4 części, każda może się odnowić, ale żeby wrócić z 3 do 4 potrzebujemy już specjalnej „apteczki” czyli przenośnego zestawu narkomana budzącego skojarzenia ze sprzętem Predatora. PARIAH nie byłby nowoczesnym FPP gdyby nie pojazdy. Owszem parę razy w trakcie gry natkniemy się na nie i trochę pojeździmy, ale nie jest to jakoś rewelacyjnie rozwiązane. Chociaż wg mnie steruje się lepiej niż w FARCRY.
Wybór broni jest dość dziwny jak na FPP. Przede wszystkim stale brakuje amunicji, ponieważ Mason może nieść jej bardzo ograniczoną ilość, a bronie mają dość niewielką siłę rażenia. Poza tym same bronie nie są zbyt dobrze zaprojektowane, przez co przez większość gry poruszać się będziemy z karabinem, który dostaniemy na początku gry. Mnie najbardziej do gustu przypadł granatnik, ale niestety naraz możemy mieć tylko 6 sztuk amunicji do niego, co dyskwalifikuje go jako broń podstawową. Niezgorsza jest też snajperka, ale przez niewielkie pole widzenia i dużą ilość bliskich starć nie skorzystamy z niej za często.
Wspomniałem już o uskryptowieniu, warto by jeszcze nadmienić, że AI przeciwników nie szokuje jakością. Stanowczo więcej tutaj Artificial niż Intelligence, głównym środkiem wroga przeciwko nam jest jego ilość i to, że często jesteśmy zaskakiwani. Wydaje nam się, że oczyściliśmy teren, idziemy sobie, a tu nagle ktoś strzela do nas z tyłu. Nie zdarza się to zbyt często, ale bywa irytujące. Wygląda po prostu na to, że wróg się spawnuje w odpowiednim czasie w danym miejscu.



Oprawa graficzna stoi na poziomie wysokim, aczkolwiek nie jest to mistrzostwo świata. Mapy zaprojektowano dość ciekawie, ale jak na mój gust są zbyt zamknięte, daleko tutaj do swobody znanej z FARCRY. Jeśli chodzi o modele postaci to są nawet bardzo ładne, co szczególnie widać w trakcie cutscenek, ale zbyt często się powtarzają. Praktycznie cały czas walczymy z identycznie wyglądającymi przeciwnikami.
Jeśli chodzi o muzykę to jest ona na tyle mało charakterystyczna, że po dłuższej przerwie w graniu w ogóle nie mogę jej sobie przypomnieć. Zastanawiałbym się nawet czy nie jest ona tylko w menu. Odgłosy broni i inne efekty dźwiękowe wykonano porządnie, na niezłym poziomie. Jeśli natomiast chodzi o głosy postaci to jak na mój gust są bardzo średnie, przeciwnicy często powtarzają swoje kwestie, a Masonowi zdarza się mówić jakby od tej roli zależało jego życie, nadmiar aktorstwa po prostu i brzmi to mało wiarygodnie.



Jak na grę FPP PARIAH jest krótki, do ukończenia w raptem parę godzin, a na dodatek mało emocjonujący. Trudno mi powiedzieć dlaczego, ale ewidentnie coś nie zaskoczyło. Nie można powiedzieć, że to zła gra, ale do ideału jest tutaj bardzo daleko. Dla maniaków FPS tak, może dla osób o małym ograniu też. Dla starych wyjadaczy raczej nie, szkoda czasu.




Wymagania: System: Win98SE, ME, 2000, XP; Procesor: Intel Pentium III lub odpowiednik; Pamięć: 256 MB RAM, Grafika: Radeon 8500 lub wyżej/GeForce 3 lub wyżej
Typowy przedstawiciel gatunku FPS, niestety nic więcej nie prezentuje poza tym co spotykamy w dwudziestu innych
Recenzja - Pariah
SS-NG #33 wakacje 2005
36